poniedziałek, 1 sierpnia 2016



Episode 8
Obudziłam się i spojrzałam na Lysandra, który bacznie mi się przyglądał.
-Dzien dobry, moja mila- jak ja uwielbiam jak tak do mnie mówi.
-Dzień dobry- szepnęłam. O nie! Zerwałam się do siadu -Nie patrz na mnie. Nie dość, że jestem niewymalowana to dopiero co przebudzona- jęknęłam zasłaniając twarz.
-Spokojnie. Dla mnie wyglądasz pięknie- usiadł koło mnie i odsłonił moja twarz całując mnie w czoło. Uśmiechnęłam się do niego mimowolnie, przypominając sobie całą nocną sytuację. Chłopak odwrócił się do mnie tyłem z zamiarem wstania z łóżka. Ale kiedy tylko się podniósł pociągnęłam go za rękę żeby znowu usiadł na łóżku -Coś nie tak?- spytał patrząc na mnie.
-Tak! Czemu mi nie powiedziałeś, że masz tatuaż?!- spytałam krzyżując ręce na piersi.
-Po co miałbym ci to mówić skoro i tak prędzej czy później byś się o tym dowiedziała?- odpowiedział spokojnym głosem. Podziwiam go za to. Za to ze jest taki spokojny w każdej możliwej sytuacji. To dlatego tak długo wytrzymał z Kastielem. No, a wracając do tatuażu to miał trochę racji. Lysander nie lubi się chwalić, więc czemu w tej kwestii miało by być inaczej?
-Przepraszam po prostu jestem zaskoczona- wzruszyłam ramionami przyglądając się tatuażowi Lysandra. Było to połączeniem pawich piór oraz różnego rodzaju skrzydeł - anielskich, ważki i motyla -Jest piękny- szepnęłam na co chłopak się odwrócił i mnie przytulił. Odklejając się od białowłosego zeszłam z łóżka i podeszłam do szafy. Rozalia! –Zapomniałam!- odwróciłam się w stronę łóżka i sięgnęłam po telefon leżący pod poduszką –Miałam się spotkać z Rozą- jęknęłam, a chłopak zmarszczył czoło. Szybko wykręciłam numer do białowłosej i przyłożyłam urządzenie do ucha.
-H-halo?- o matko! Głos Rozalii był okropny. Zachrypnięty i dziwnie głęboki.
-Roza co z tobą?- spytałam wyobrażając sobie przyjaciółkę leżącą w łazience koło muszli klozetowej.
-Trochę za dużo wypiłam. Nie czuję się za dobrze. A o głowie nie mówię- szkoda mi jej było ale z drugiej strony nie musiałam jej tłumaczyć historii z Lysandrem, co było mi na rękę.
-Wpaść do Ciebie?
-Noo.. i przynieś coś na kaca i tabletki na ból głowy bo się skończyły.
-Okey, będę najszybciej jak się da- Lysander przytulił mnie od tyłu –Aha! Lysander też przyjdzie- dodałam zanim Roza się rozłączyła.
-Jest u ciebie?
-Był na noc.
-co?!- tak krzyknęła, że nawet białowłosy się wzdrygnął –Musimy się jak najszybciej spotkać! Teraz ci na pewno nie odpuszczę- chrypnęła i rozłączyła się. Popatrzyłam na rozbawioną minę Lysa, który potrząsnął głową i wyszedł z pokoju.
-A ty gdzie?
-Zrobić śniadanie!- krzyknął będąc już na korytarzu. Wzruszyłam ramionami i znów podeszłam do szafy wyciągając z niej krótkie czarne spodenki, szary crop top z krótkim rękawkiem i koszulę flanelową w kratę. Zabierając jeszcze bieliznę skierowałam się do łazienki. Po porannej rutynie wyszłam z toalety rozczesując wysuszone i wyprostowane włosy. Kiedy przeciągnęłam po włosach szczotką, ta wyleciała mi z ręki i upadła na podłogę. Schylając się po nią, na ziemi ujrzałam jakąś karteczkę. Ciekawa odgięłam papierek czytając zawartość „Mamy nadzieję, że sukienka pasuje. Bardzo tęsknimy ~mama”. Uśmiechnęłam się promiennie i położyłam karteczkę na biurku.
-Hej młoda, gdzie Lysander?- zaspany Blase wszedł do pokoju przecierając zmęczone oczy.
-Robi śniadanie- uniosłam wysoko głowę i mijając go wyszłam z pokoju udając się do kuchni, gdzie białowłosy robił całej naszej trójce kanapki –Nie musisz się tak starać. My zjemy wszystko- zaśmiałam się widząc perfekcyjnie pokrojoną szynkę i ser.
-Będę pamiętać na następny raz- uśmiechnął się słodko i pocałował mnie w policzek.
-O Bożeee.. rzygać mi się chcę już tą waszą miłością- jęknął blondyn wchodząc do kuchni zakrywając oczy.
-Nie bądź dziecinny- powiedzieliśmy równocześnie i wymieniliśmy spojrzenia. Ledwo usiedliśmy do stołu, a domowy telefon zaczął dzwonić. Blase wstał wzdychając ciężko i wyszedł z pomieszczenia. Razem z pięknookim zjedliśmy parę kanapek, a ten popędził do góry szykować się do wyjścia. Chłopaki minęli się w drzwiach.
-On już?- spytał zdziwiony.
-Zaraz wychodzimy do Rozalii. Nie za dobrze się czuje i potrzebuje leków- odpowiedziałam i wstałam od stołu sięgając po banana, kiwi, grejpfruta i bazylię po czym wszystko wrzuciłam do blendera i starłam na jednolitą masę.
-A to co?- skrzywił się na widok owoców.
-Koktajl na kaca. Stawia na nogi w trymiga- przelałam miksturę do shakera i zakręciłam nasadkę z korkiem.
-Ciocia dzwoniła i pytała czy jesteśmy grzeczni.
-I co odpowiedziałeś?
-Że jak najbardziej.
-Ty głąbie! My nigdy nie jesteśmy grzeczni! Teraz Ana będzie się denerwować- skrzywiłam się na myśl o przesłuchaniu kiedy wróci.
-Spoko. Powiedziała, że z Tymonem przyjadą w środę, bo projekt udało im się skończyć przed czasem.
-Yhm- tylko tyle udało mi się z siebie wydusić –Lysander!- krzyknęłam przez co mój brat lekko wzdrygnął.
-Gotowy- powiedział i wszedł do kuchni. Z szafki na leki wyjęłam tabletki, o które prosiła mnie Roza i wyszłam z białowłosym z pomieszczenia, kierując się do przedpokoju. Włożyłam na nogi białe conversy i poczekałam na kolorowookiego, aż upora się ze swoim obuwiem po czym wyszliśmy z domu zakluczając drzwi. Drogę do domu białowłosej przeszliśmy w ciszy. Docierając pod drzwi wejściowe Lysander stanowczo w nie zapukał.
-Co tak głośno?!- warknęła otwierając nam drzwi. Jej wygląd przeszedł moje najgorsze oczekiwania. Rozalia stała przed nami bielsza niż ja. Na sobie miała luźne dresy i koszule nocną źle pozapinaną. Jej włosy wyglądały, jakby próbowała na własną rękę zrobić sobie afro, a na jej twarzy gościł jeszcze wczorajszy makijaż i czerwone od alkoholu policzki. Wpuściła nas do środka zamykając za nami drzwi. Cały dom to była istna tragedia. Trzeba będzie tu posprzątać.
-Lys, idę się nią zająć, a ty mógłbyś zacząć sprzątać- chłopak zawahał się z grymasem, ale ostatecznie się zgodził. Przytrzymując ramię Rozy zaprowadziłam ją do jej pokoju i posadziłam na łóżku. Podałam jej do rąk gotowe do połknięcia tabletki i koktajl –Pij to kac przejdzie szybciej- uśmiechnęłam się zachęcająco. Bez marudzenia białowłosa zażyła i wypiła, o co ją prosiłam, a ja w tym czasie podeszłam do jej szafy wyciągając duży męski podkoszulek, krótkie luźne spodenki i bieliznę po czym wróciłam do niej i położyłam wszystko obok niej –Teraz idź do łazienki i się odśwież- rozkazałam. Rozalia widząc, że nie ma innego wyjścia westchnęła i powłóczyła nogami do łazienki. Po 15 minutach wyszła przeciągając się –Kiedy byłaś w łazience ogarnęłam twój pokój, żeby ci już nie przeszkadzać, jak będziesz spać- powiedziałam poklepując materac łóżka. Rozalia bez sprzeciwów weszła pod kołdrę i pozwoliła się otulić. Posiedziałam z nią jeszcze, aż zasnęła. Zabierając brudne ubrania i różnego rodzaju śmieci wyszłam bezszelestnie z pokoju zamykając za sobą drzwi.
-I ja ci poszło?- spytał Lysander przesuwając sofę na swoje miejsce.
-W sumie mogło być gorzej. Grzecznie zrobiła to, o co ją prosiłam i otuliłam ją do snu. Wieczorem powinna poczuć się znacznie lepiej- uśmiechnęłam się pod nosem. Do worka przeznaczonego do śmieci włożyłam zużyte chusteczki, paczkę po lekarstwach i jakieś papierki zwalające się po podłodze, a ubrania włożyłam do pralki w łazience nastawiając pranie po czym wróciłam do białowłosego pomagając mu ogarnąć salon. Skończyliśmy dopiero wieczorem. Zmęczeni i śpiący opadliśmy na skórzaną kanapę opierając się o siebie –Jeszcze nigdy nie byłam tak zmęczona po sprzątaniu- westchnęłam kładąc głowę na ramieniu chłopaka.
-Uwierz, że ja też- objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Przysunęłam się do niego bliżej patrząc mu w oczy. Białowłosy odgarnął mi włosy za ucho i czule pocałował. Słodkie całusy zamieniły się namiętne i podniecające. Nie kontrolowaliśmy się. Lysander zsunął ze mnie koszulę , a ja zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli, kiedy nagle usłyszeliśmy trzask drzwi. Jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie. Ja podniosłam koszulę zarzucając ją na ramiona i rozczesałam palcami włosy, kiedy Lysander szarpał się z zapinaniem swojej koszuli, którą pragnęłam za wszelką cenę z niego zrzucić. Oglądnęliśmy się za siebie i ujrzeliśmy, że do salonu wtargnął Leo.
-Nie przeszkadzajcie sobie- uśmiechnął się patrząc na nasze zmierzwione ubrania i nieogarnięte włosy po czym zwrócił się ku pokojowi Rozalii. Białowłosy usiadł koło mnie dopinając ostatni guzik swojej koszuli. Skrzywiłam się na ten widok, bo naprawdę miałam ochotę znów dotknąć jego wyrzeźbionego brzucha. Westchnęłam i wstałam z sofy.
-Coś nie tak?
-Muszę się już zbierać- powiedziałam trochę zła na brata mojego chłopaka –Blase będzie się martwił, a ja nie wzięłam telefonu- wzruszyłam ramionami i skierowałam się ku przedpokojowi.
-Odprowadzę cię- pięknooki znalazł się koło mnie –Nie pozwolę ci wracać samej o tej porze- ubrał buty i otworzył mi drzwi. Na dworze było chłodno, a ja miałam na sobie tylko flanel. Mimowolnie wzdrygnęłam się czując przeszywające mnie zimno. Lysander nie pytając nakrył moje ramiona swoją marynarką.
-Dzięki- szepnęłam. Chciałam zacząć jakoś rozmowę, ale nie mogłam wymyślić żadnego tematu, który byłby w miarę ogarnięty i nie znudziłby nam się po paru sekundach –Jak tam zespół?- wybrałam najlepszą opcję, która chodziła mi po głowie.
-Mamy w planach zagrać koncert w takiej jednej kawiarence- odpowiedział.
-Tą za parkiem?- chłopak skinął głową lekko zdziwiony –Byłam tam raz z Kentinem- powiedziałam na co chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie marszcząc czoło.
-Z Kentinem? Kiedy? Ii.. po co?- jego oczy pociemniały. Przełknęłam ślinę i odpowiedziałam cicho.
-W niedzielę. Po spotkaniu ciebie i Kastiela zderzyłam się z nim, kiedy wracałam do domu- powiedziałam szybko –Przez to, że się spieszył wymieniliśmy się numerami i umówiliśmy się na następny dzień. Wtedy pokazał mi tą słodką kawiarenkę i trochę opowiadał o waszym zespole- ostatnie słowa już mówiłam tak cicho, że aż ja ich dobrze nie słyszałam. Chłopak zastanowił się chwilę i skinął głową ruszając dalej. Trochę nie zrozumiałam jego zachowania. Przecież nie zrobiłam nic złego. Po prostu spotkałam się z kolegą. A poza tym nie wiedziałam czy spotkam jeszcze białowłosego. Stanęliśmy pod moim domem. Spojrzałam na chłopaka, który patrzył w zupełnie inną stronę –Lysan..- nie dokończyłam, bo chłopak wtrącił się.
-Dobranoc Jessico- powiedział i poszedł sobie. Tak po prostu. Miałam ochotę za nim pobiec, zacząć krzyczeć albo płakać, ale tylko patrzyłam na jego oddalające się plecy. Kiedy białowłosy zniknął mi z zasięgu wzroku weszłam do domu, biegnąc do swojego pokoju i rzucając się na łóżko pozwalając moim łzą spływać na kołdrę brudząc ją tuszem do rzęs. Nie wiem ile płakałam, ale musiałam być naprawdę cicho, ponieważ Blase nie zajrzał do mnie ani razu sprawdzając, czy coś się stało. Zmęczona szlochaniem weszłam pod kołdrę, przykrywając się nią po szyję. Przeniosłam jeszcze wzrok na leżącą na kołdrze marynarkę Lysandra. Wzięłam ją do ręki i mocno przytuliłam wdychając przy okazji boskie perfumy chłopaka. W takiej pozycji położyłam się na plecach i usnęłam.


###
hej, cześć i czołem :D witam w drugim episodzie tego dnia! jeszcze raz bardzo przepraszam, że tak długo nie było żadnego wpisu, ale internety nie wybierają... z góry przepraszam za błędy, zachęcam do komentowania i do następnego wpisu <3!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz