Episode 2
Słysząc dźwięk budzika miałam
ochotę wyrzucić przedmiot przez okno. Zwlekłam się z łóżka i chwyciwszy telefon
wyłączyłam denerwującą melodyjkę po czym podczołgałam się do szafy wyjmując z
niej białe krótkie spodenki z koronką po bokach, luźny szary top z krótkim
rękawem oraz bieliznę i z przygotowanymi rzeczami podreptałam do łazienki,
gdzie zrobiłam poranną toaletę. Umyta i ubrana wyszłam z zaparowanego
pomieszczenia i usiadłam na krześle naprzeciw toaletki zaczynając się malować.
Kolejnie wróciłam do łazienki wysuszyć i wyprostować włosy. Po skończonych
czynnościach podeszłam do lustrzanych drzwi szafy i upięłam z włosów luźny kok. Tak lepiej. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam z pokoju kierując swe kroki w stronę
kuchni. Cioci i Tymona już nie było. –Ita,
Ben!- zawołałam a po chwili do kuchni wbiły dwa wesołe owczarki szwajcarskie. Myszkowałam
po kuchni sprawdzając gdzie jest jedzenie pupili. Z jednej z szafek wyjęłam
chrupki dla psiaków i nasypałam im sporą garść do dwóch misek a do pozostałych
dwóch nalałam wodę. Po zadowoleniu zwierzaków sama przygotowałam sobie
śniadanie. Po zjedzeniu i pozmywaniu usłyszałam jak ktoś kroczy w stronę kuchni.
–dzień dobry księżniczko-
powiedział zaspanym głosem Blase.
–dzień dobry śpiący królewiczu-
uśmiechnęłam się ciepło już dawno zapominając denerwującą sytuację ze wczoraj.
–o której wychodzisz?- spytał
mnie kierując swe kroki do lodówki po czym sięgnął po mleko i płatki migdałowe.
-o 13 mam być w parku-
powiedziałam wyciągając bratu głęboki talerz i podając mu go.
–dzięki- szepnął –a wiesz, że do
parku jest jakieś pół godziny drogi?- spytał.
–no wiem, a co?- popatrzyłam na
niego zdziwiona.
–bo jest już 12.40- wytrzeszczyłam oczy.
–że co?!- krzyknęłam wybiegając z
kuchni kierując swe kroki do swojego pokoju biorąc z niego czarną skórzaną
torebkę, do której schowałam portfel, klucze, telefon, chusteczki i okulary
przeciwsłoneczne po czym wypadając z pomieszczenia zeszłam na dół do
przedpokoju ubierając białe conversy wyszłam z domu z szybkim –pa!- skierowanym
do brata, który śmiał się ze mnie w niebogłosy. Szybkim krokiem ruszyłam w
stronę parku. Wyjęłam telefon z torebki by sprawdzić która jest godzina -12.44-
uśmiechnęłam się smutno przyspieszając kroku. Dostałam takiego kopa, że w
zaledwie 19 minut byłam już u celu i udałam się pod wyznaczone miejsce.
–już myślałem, że nie
przyjdziesz- zaśmiał się Kentin podchodząc do mnie.
–przepraszam, miałam małe
problemy - uśmiechnęłam się pokazując aparat ortodontyczny –idziemy?- zapytałam
zaciekawiona gdzie chce mnie zaprowadzić.
–pewnie!- uśmiechnął się równie
słodko jak wczoraj i chwycił mnie za rękę ruszając w stronę wyjścia z parku.
–dokąd zmierzamy?- uniosłam jedną
brew.
–niespodzianka- puścił mi oczko a
ja nie wiem dlaczego zawstydziłam się jak nigdy. W między czasie dużo
rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Po parunastu minutach dotarliśmy do małej słodko
wyglądającej kawiarenki –to tutaj- powiedział otwierając przede mną szklane
drzwi.
–jak tu pięknie- powiedziałam nie
mogąc opanować zachwytu udekorowanego pomieszczenia. Ściany pomalowane na blady
róż, ciemno brązowe stoliki z białymi koronkowymi obrusikami, na których
spoczywają serwetki, duży ciemny barek, za którym stała lekko uśmiechnięta blondynka
około 25 lat.
–dzień dobry- powiedzieliśmy
równo i zajęliśmy jeden ze stolików. Dziewczyna podeszła do nas podając mi
menu. Spojrzałam na kartę.
-to tak, poproszę średnią latte
oraz szarlotkę z lodami- złożyłam zamówienie.
–dobrze, a dla ciebie to co zawsze?- chłopak
uśmiechnął się do dziewczyny i
odpowiedział.
–tak- kobieta oddaliła się na
swoje miejsce pracy.
–często tu przychodzę ze
znajomymi z zespołu- zespół? A to ciekawe –często też przychodzimy tutaj grywać
koncerty- pokazał ręką na sporych rozmiarów scenę –dzięki temu zarabiamy
niemałe pieniądze, dobrze się przy tym bawiąc. Dwie korzyści w jednym-
uśmiechnął się zadowolony –a ty? Masz jakieś zainteresowania?- spytał w tym
samym momencie, kiedy kelnerka przyniosła nam nasze zamówienia.
–uwielbiam tańczyć- powiedziałam
krótko a chłopak spojrzał na mnie
zaciekawionym wzorkiem.
–serio? Długo tańczysz?- podniosłam wzrok
przypominając sobie ile to już lat taniec jest moją pasją.
-odkąd umiem chodzić. Taniec był
ze mną przez cały czas, ale przez moich rodziców robiłam to bardzo sporadycznie.
Rodzice myśleli, że taniec jest dla mnie po prostu rozrywką, a ja odbierałam to
jako dalszą przyszłość. Niestety jak dowiedzieli się o moich planach strasznie
się pokłóciliśmy, no i tak jest do dzisiaj. Przez moje pasje nie dogaduję się z
nimi, ciągle kłócimy się o byle błahostkę. Teraz, kiedy z bratem
przeprowadziliśmy się do cioci i jej narzeczonego jest o wiele lepiej. Nikt mi
nie dyktuje jak mam żyć i jestem im bardzo wdzięczna za to- uśmiechnęłam się smutno.
–kłótnie z rodzicami są
najgorsze. Serio nie żałujesz tego, że oddalacie się od siebie?- spytał a ja
zmarszczyłam czoło.
–nie, nie jest mi przykro. Nigdy się jakoś
specjalnie nami nie zajmowali, ale przez to nauczyliśmy się zaradności. Umiemy
o siebie zadbać i nie potrzebujemy nikogo do pomocy. Niestety przez to, że
jesteśmy niepełnoletni nie mogliśmy sami zamieszkać, a przez pracę rodziców,
którzy musieli się przeprowadzić do Francji zamieszkaliśmy z ciocią i Tymonem.
Ale tak jest lepiej, nikt nikomu niczego nie wypomina i każdy jest szczęśliwy-
skończyłam swój monolog i upiłam łyk ciepłego napoju.
–do jakiej szkoły chodzisz?- chłopak
zmienił temat na bardziej neutralny.
–do amour sucre- uniósł brwi do góry i uśmiechnął się.
–to się dobrze składa, bo ja taże tam chodzę- wymieniliśmy się szerokimi
uśmiechami.
–profil?- spytałam modląc się w duchu, żeby także był na biol-chemie.
–human- mimowolnie skrzywiłam się, na co chłopak przybrał poważniejszą minę
–no nie mów mi, że idziesz do profilu bio-chemicznego- pokiwałam twierdząco
głową –w sumie będzie mieć zabawnie mieć kogoś znajomego tam- wzruszył
ramionami biorąc ogromny łyk kawy, ja
tylko patrzyłam na niego nie wiedząc, co powiedzieć. –Ale to dobrze, może dzięki temu profile poprawią
swoje relacje między sobą- mrugnął do mnie na co cicho zachichotałam. Rozmawialiśmy
bardzo długo. Świetnie się z nim bawiłam, no ale niestety kiedyś musiało się to
skończyć.
–przepraszam, ale muszę się już zbierać-
powiedziałam niechętnie.
–odprowadzę cię- powiedział
chłopak wstając kierując się w stronę baru z zamiarem zapłacenia.
–ja zapłacę- powiedziałam
wyprzedzając chłopaka.
–o nie ma mowy- podniósł mnie
jakbym nic nie ważyła i przeniósł parę metrów dalej jak szmacianą lalkę.
–nie pozwoliłbym zapłacić dziewczynie za
siebie- skwitował szmaragdooki na co przewróciłam oczami. Wyszliśmy z lokalu
kierując się w stronę mojego domu rozmawiając przy tym energicznie
–to tutaj- zatrzymałam się
niechętnie –to do zobaczenia w poniedziałek- powiedziałam na co chłopak
uśmiechnął się smutnie i podszedł do mnie bliżej unosząc mój podbródek i
składając na moim policzku ciepły pocałunek. Wybałuszyłam oczy jak tylko mogłam
i cała czerwona odsunęłam się od chłopaka.
–do zobaczenia- odpowiedział
szatyn i ruszył przed siebie. Odprowadziłam chłopaka wzrokiem i stojąc cały
czas bez ruchu analizowałam co właśnie się wydarzyło. Kentin mnie pocałował! w
policzek, ale i tak to zrobił. O mój Boże! Pisnęłam w duchu czując jak
miejsce po pocałunku piecze niemiłosiernie. Otrząsnęłam się i wbiegłam do domu
zdejmując buty udałam się do siebie.
–ciociu obudź mnie rano!-
krzyknęłam do Any.
–okey!- odpowiedziała krótko. Rzuciłam się na
łóżko i zamknęłam oczy.
–widziałem wszystko!- wparował do pokoju mój
przygłupi brat.
–co widziałeś?- zapytałam go podnosząc
się do pozycji siedzącej.
–całowaliście się!- Jezu oby ciocia tego nie usłyszała.
–cicho bądź!- skarciłam go –to on mnie pocałował- blondyn uśmiechnął się
promiennie –znaczy w policzek! Nie myśl sobie- szybko wyprostowałam sytuacje na
co poczochrał mnie po głowie rozwalając mój kok.
–no już maluchu, cieszę się twoim
szczęściem, ale wiedz, że jeśli ci coś zrobi to nie ręczę za siebie- powiedział
przytulając mnie mocno.
–dzięki- powiedziałam –dobra a teraz daj mi
spać, bo jutro nasz dzień!- uśmiechnęłam się do niego ciepło.
–nie wierzę, że tak się cieszysz- przewrócił słodko
oczami –dobra, dobranoc księżniczko- pocałował mnie w policzek i skierował się
do drzwi.
–dobranoc- powiedziałam wpełzając
do łazienki. Umyta i przebrana w piżamo-ubranie rzuciłam się na łóżko odpływając
w krainę Morfeusza.
###
hej hej ^.^ witam w kolejnym rozdziale historii Jessici :D przepraszam, że rozdział jest krótszy i trochę nudny, ale w następnym obiecuję, że się poprawię ;) więc do następnego tygodnia :*