czwartek, 30 czerwca 2016




Episode 2
Słysząc dźwięk budzika miałam ochotę wyrzucić przedmiot przez okno. Zwlekłam się z łóżka i chwyciwszy telefon wyłączyłam denerwującą melodyjkę po czym podczołgałam się do szafy wyjmując z niej białe krótkie spodenki z koronką po bokach, luźny szary top z krótkim rękawem oraz bieliznę i z przygotowanymi rzeczami podreptałam do łazienki, gdzie zrobiłam poranną toaletę. Umyta i ubrana wyszłam z zaparowanego pomieszczenia i usiadłam na krześle naprzeciw toaletki zaczynając się malować. Kolejnie wróciłam do łazienki wysuszyć i wyprostować włosy. Po skończonych czynnościach podeszłam do lustrzanych drzwi szafy i upięłam z włosów luźny kok. Tak lepiej. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam z pokoju kierując swe kroki w stronę kuchni. Cioci  i Tymona już nie było. –Ita, Ben!- zawołałam a po chwili do kuchni wbiły dwa wesołe owczarki szwajcarskie. Myszkowałam po kuchni sprawdzając gdzie jest jedzenie pupili. Z jednej z szafek wyjęłam chrupki dla psiaków i nasypałam im sporą garść do dwóch misek a do pozostałych dwóch nalałam wodę. Po zadowoleniu zwierzaków sama przygotowałam sobie śniadanie. Po zjedzeniu i pozmywaniu usłyszałam jak ktoś kroczy w stronę kuchni.
–dzień dobry księżniczko- powiedział zaspanym głosem Blase.
–dzień dobry śpiący królewiczu- uśmiechnęłam się ciepło już dawno zapominając denerwującą sytuację ze wczoraj.
–o której wychodzisz?- spytał mnie kierując swe kroki do lodówki po czym sięgnął po mleko i płatki migdałowe.
-o 13 mam być w parku- powiedziałam wyciągając bratu głęboki talerz i podając mu go.
–dzięki- szepnął –a wiesz, że do parku jest jakieś pół godziny drogi?- spytał.
–no wiem, a co?- popatrzyłam na niego zdziwiona.
 –bo jest już 12.40- wytrzeszczyłam oczy.
–że co?!- krzyknęłam wybiegając z kuchni kierując swe kroki do swojego pokoju biorąc z niego czarną skórzaną torebkę, do której schowałam portfel, klucze, telefon, chusteczki i okulary przeciwsłoneczne po czym wypadając z pomieszczenia zeszłam na dół do przedpokoju ubierając białe conversy wyszłam z domu z szybkim –pa!- skierowanym do brata, który śmiał się ze mnie w niebogłosy. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę parku. Wyjęłam telefon z torebki by sprawdzić która jest godzina -12.44- uśmiechnęłam się smutno przyspieszając kroku. Dostałam takiego kopa, że w zaledwie 19 minut byłam już u celu i udałam się pod wyznaczone miejsce.
–już myślałem, że nie przyjdziesz- zaśmiał się Kentin podchodząc do mnie.
–przepraszam, miałam małe problemy - uśmiechnęłam się pokazując aparat ortodontyczny –idziemy?- zapytałam zaciekawiona gdzie chce mnie zaprowadzić.
–pewnie!- uśmiechnął się równie słodko jak wczoraj i chwycił mnie za rękę ruszając w stronę wyjścia z parku.
–dokąd zmierzamy?- uniosłam jedną brew.
–niespodzianka- puścił mi oczko a ja nie wiem dlaczego zawstydziłam się jak nigdy. W między czasie dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Po parunastu minutach dotarliśmy do małej słodko wyglądającej kawiarenki –to tutaj- powiedział otwierając przede mną szklane drzwi.
–jak tu pięknie- powiedziałam nie mogąc opanować zachwytu udekorowanego pomieszczenia. Ściany pomalowane na blady róż, ciemno brązowe stoliki z białymi koronkowymi obrusikami, na których spoczywają serwetki, duży ciemny barek, za którym stała lekko uśmiechnięta blondynka około 25 lat.
–dzień dobry- powiedzieliśmy równo i zajęliśmy jeden ze stolików. Dziewczyna podeszła do nas podając mi menu. Spojrzałam na kartę.
-to tak, poproszę średnią latte oraz szarlotkę z lodami- złożyłam zamówienie.
 –dobrze, a dla ciebie to co zawsze?- chłopak uśmiechnął się do dziewczyny  i odpowiedział.
–tak- kobieta oddaliła się na swoje miejsce pracy.
–często tu przychodzę ze znajomymi z zespołu- zespół? A to ciekawe –często też przychodzimy tutaj grywać koncerty- pokazał ręką na sporych rozmiarów scenę –dzięki temu zarabiamy niemałe pieniądze, dobrze się przy tym bawiąc. Dwie korzyści w jednym- uśmiechnął się zadowolony –a ty? Masz jakieś zainteresowania?- spytał w tym samym momencie, kiedy kelnerka przyniosła nam nasze zamówienia.
–uwielbiam tańczyć- powiedziałam krótko  a chłopak spojrzał na mnie zaciekawionym wzorkiem.
 –serio? Długo tańczysz?- podniosłam wzrok przypominając sobie ile to już lat taniec jest moją pasją.
-odkąd umiem chodzić. Taniec był ze mną przez cały czas, ale przez moich rodziców robiłam to bardzo sporadycznie. Rodzice myśleli, że taniec jest dla mnie po prostu rozrywką, a ja odbierałam to jako dalszą przyszłość. Niestety jak dowiedzieli się o moich planach strasznie się pokłóciliśmy, no i tak jest do dzisiaj. Przez moje pasje nie dogaduję się z nimi, ciągle kłócimy się o byle błahostkę. Teraz, kiedy z bratem przeprowadziliśmy się do cioci i jej narzeczonego jest o wiele lepiej. Nikt mi nie dyktuje jak mam żyć i jestem im bardzo wdzięczna za to- uśmiechnęłam się smutno.
–kłótnie z rodzicami są najgorsze. Serio nie żałujesz tego, że oddalacie się od siebie?- spytał a ja zmarszczyłam czoło.
 –nie, nie jest mi przykro. Nigdy się jakoś specjalnie nami nie zajmowali, ale przez to nauczyliśmy się zaradności. Umiemy o siebie zadbać i nie potrzebujemy nikogo do pomocy. Niestety przez to, że jesteśmy niepełnoletni nie mogliśmy sami zamieszkać, a przez pracę rodziców, którzy musieli się przeprowadzić do Francji zamieszkaliśmy z ciocią i Tymonem. Ale tak jest lepiej, nikt nikomu niczego nie wypomina i każdy jest szczęśliwy- skończyłam swój monolog i upiłam łyk ciepłego napoju.
–do jakiej szkoły chodzisz?- chłopak zmienił temat na bardziej neutralny.
–do amour sucre- uniósł brwi do góry i uśmiechnął się.
–to się dobrze składa, bo ja taże tam chodzę- wymieniliśmy się szerokimi uśmiechami.
–profil?- spytałam modląc się w duchu, żeby także był na biol-chemie.
–human- mimowolnie skrzywiłam się, na co chłopak przybrał poważniejszą minę
–no nie mów mi, że idziesz do profilu bio-chemicznego- pokiwałam twierdząco głową –w sumie będzie mieć zabawnie mieć kogoś znajomego tam- wzruszył ramionami biorąc ogromny łyk kawy,  ja tylko patrzyłam na niego nie wiedząc, co powiedzieć.  –Ale to dobrze, może dzięki temu profile poprawią swoje relacje między sobą- mrugnął do mnie na co cicho zachichotałam. Rozmawialiśmy bardzo długo. Świetnie się z nim bawiłam, no ale niestety kiedyś musiało się to skończyć.
 –przepraszam, ale muszę się już zbierać- powiedziałam niechętnie.
–odprowadzę cię- powiedział chłopak wstając kierując się w stronę baru z zamiarem zapłacenia.
–ja zapłacę- powiedziałam wyprzedzając chłopaka.
–o nie ma mowy- podniósł mnie jakbym nic nie ważyła i przeniósł parę metrów dalej jak szmacianą lalkę.
 –nie pozwoliłbym zapłacić dziewczynie za siebie- skwitował szmaragdooki na co przewróciłam oczami. Wyszliśmy z lokalu kierując się w stronę mojego domu rozmawiając przy tym energicznie
–to tutaj- zatrzymałam się niechętnie –to do zobaczenia w poniedziałek- powiedziałam na co chłopak uśmiechnął się smutnie i podszedł do mnie bliżej unosząc mój podbródek i składając na moim policzku ciepły pocałunek. Wybałuszyłam oczy jak tylko mogłam i cała czerwona odsunęłam się od chłopaka.
–do zobaczenia- odpowiedział szatyn i ruszył przed siebie. Odprowadziłam chłopaka wzrokiem i stojąc cały czas bez ruchu analizowałam co właśnie się wydarzyło. Kentin mnie pocałował!  w policzek, ale i tak to zrobił. O mój Boże! Pisnęłam w duchu czując jak miejsce po pocałunku piecze niemiłosiernie. Otrząsnęłam się i wbiegłam do domu zdejmując buty udałam się do siebie.
–ciociu obudź mnie rano!- krzyknęłam do Any.
 –okey!- odpowiedziała krótko. Rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy.
 –widziałem wszystko!- wparował do pokoju mój przygłupi brat.
–co widziałeś?- zapytałam go podnosząc się do pozycji siedzącej.
–całowaliście się!- Jezu oby ciocia tego nie usłyszała.
–cicho bądź!- skarciłam go  –to on mnie pocałował- blondyn uśmiechnął się promiennie –znaczy w policzek! Nie myśl sobie- szybko wyprostowałam sytuacje na co poczochrał mnie po głowie rozwalając mój kok.
–no już maluchu, cieszę się twoim szczęściem, ale wiedz, że jeśli ci coś zrobi to nie ręczę za siebie- powiedział przytulając mnie mocno.
 –dzięki- powiedziałam –dobra a teraz daj mi spać, bo jutro nasz dzień!- uśmiechnęłam się do niego ciepło.
 –nie wierzę, że tak się cieszysz- przewrócił słodko oczami –dobra, dobranoc księżniczko- pocałował mnie w policzek i skierował się do drzwi.
–dobranoc- powiedziałam wpełzając do łazienki. Umyta i przebrana w piżamo-ubranie rzuciłam się na łóżko odpływając w krainę Morfeusza. 

###
hej hej ^.^ witam w kolejnym rozdziale historii Jessici :D przepraszam, że rozdział jest krótszy i trochę nudny, ale w następnym obiecuję, że się poprawię ;) więc do następnego tygodnia :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz