poniedziałek, 4 lipca 2016





 Episode 3
Rano zamiast cioci obudził mnie mokry język Bena, który leżał większą częścią cielska na mnie.
 –cześć Beniu- podrapałam go za uchem na co usłyszałam cichy pomruk. Sięgnęłam po telefon –piąta czterdzieści! dzięki, mogłam jeszcze chwilę pospać- wyczołgałam się spod futrzaka po czym wstając z lóżka podeszłam do szafy –pomożesz mi coś wybrać?- spytałam psiaka na co on podniósł tylko głowę –hmm- mruknęłam i wyciągnęłam czarne spodnie z dziurami na kolanach, biały luźny podkoszulek z kaktusem na lewej piersi i pokazałam to psiakowi na co on tylko pomerdał zadowolony ogonem. Zachichotałam i z wybranymi rzeczami plus bielizną w podskokach weszłam do łazienki biorąc szybki prysznic. Gotowa  wysuszyłam włosy suszarką i zakręciłam drobne loki następnie przeczesując je szczotką, aby wyglądały bardziej naturalnie. Wyszłam z łazienki i usiadłam do toaletki robiąc codzienny makijaż. Cała gotowa przyglądałam się odbiciu w lustrze –całkiem, całkiem, masz dobre oko Ben- zwróciłam się do zwierzęcia okupującego moje łóżko –chodź leniuchu, idziemy jeść- cmoknęłam na psiaka, który słysząc wołanie energicznie poderwał się do góry wychodząc w moim towarzystwie z pokoju. Do naszej podróży przyłączyła się Ita domagając się jedzenia. Weszliśmy do czarno białego pomieszczenia. Nakarmiłam głodne bestie po czym sama zajęłam się przygotowywaniem śniadania dla mnie i pozostałych domowników. Postanowiłam zrobić tosty, więc wybrałam odpowiedzenie produkty i już po piętnastu minutach jedzenie było gotowe. W międzyczasie zaparzyłam 4 kawy. Do kuchni weszła zaspana rudowłosa.
 –dzień dobry- powiedziała półprzytomna.
 –dzień dobry- cmoknęłam ją w policzek –śniadanie podano- zaśmiałam się i odsunęłam cioci krzesło aby mogła usiąść.
 –dziękuję- powiedziała upijając łyk kawy.
 –idę po chłopaków- oznajmiłam cioci i wyszłam z kuchni idąc w kierunku pokoju moich opiekunów. Kiedy wbiłam do pokoju Tymon jeszcze spał obśliniając poduszkę jak małe dziecko –wstawaj! Wstawaj! Śniadanie na stole- potrząsnęłam jego ciałem –są tosty, twoje ulubione- szepnęłam mu do ucha a on jak zaczarowany wstał pełen energii.
 –mogłaś tak od razu haha- zaśmiał się i wypadł z pokoju.
 –dobra teraz Blase- weszłam do czarnej komnaty mojego brata pocierając złowieszczo ręce -pobudka wstać, koniom wody dać! Ja tu stoję pół godziny a wy śpicie skur…- nie dokończyłam bo blondyn rzucił we mnie poduszką.
 –zwariowałaś?! Chcesz, żeby cie usłyszeli?!- zbulwersowany chłopak przetarł ręką oczy.
 –nie miałam zamiaru przeklinać- zaśmiałam się –na śniadanie tosty!- krzyknęłam entuzjastycznie.
 –ciocia robiła?- spytał z grymasem.
 –nie, ja!- odpowiedziałam na co Blase rzucił się w kierunku drzwi.
 –trzeba było tak od razu- pobiegł do kuchni a ja przewróciłam oczami. Jak dzieci. Po chwili dołączyłam do energicznie rozmawiającego grona.
–gotowi na pierwszy dzień w nowej szkole?- zapytał szatyn z dwudniowym zarostem.
 –jak nigdy!- odpowiedzieliśmy równocześnie. Po posiłku Ana wzięła się za zmywanie a ja wraz z braciakiem poszliśmy do swoich pokoi spakować się do szkoły.
 –w sumie to dobrze, że nie jesteśmy w jednej klasie- powiedział do mnie niebieskooki wchodząc do mojego pokoju –jak ty możesz chodzić do biol-chemu?!- podrapał się po ułożonych włosach mierzwiąc je trochę.
 –a ja nie rozumiem jak ty do humana!- odszczeknęłam pokazując mu język.
 –pff- fuknął –ja już idę, bo znając ciebie, bo budy wpadniesz spóźniona- poczochrał moje włosy –w końcu typowy biol-chem- uśmiechnął się patrząc na moją naburmuszoną minę.
-jak ci coś nie pasuje to tam są drzwi- oznajmiłam spokojnym głosem pokazując mu palcem białe drzwi.
–cześć- pożegnał mnie i wyszedł. Też postanowiłam się zbierać, bo mój braciszek miał rację- jestem straszną spóźniarą, więc razem z czarnym plecakiem z wszywkami różnych  zespołów rockowych zeszłam na dół do przedpokoju i włożyłam na małe stopy czarne sznurowane buty na grubym obcasie i zakładając plecak na oba ramiona wyszłam z domu żegnając się z opiekunami. Włożyłam w uszy niebieskie słuchawki i podłączyłam je do telefonu włączając płytę Skillet- Awake. Po 7 piosenkach dotarłam pod szkołę przekraczając bramę kierując się do budynku przez sporych rozmiarach dziedziniec. Po prawej stała hala gimnastyczna, a po lewej znajdował się duży ogród z paroma ławkami. Idąc zauważyłam na jednej z nich czerwono włosego buntownika, z którym miałam okazję zamienić parę zdań w sobotę. Przewróciłam oczami kiedy ten spojrzał na mnie i z niemiłym wyrazem twarzy wstał i kierował się w moją stronę. Pospiesznie weszłam do budynku kierując się do sali 16 w której miałam mieć chemię. No tak, nie znam tej szkoły. Zgubiłam się. Świetnie! Brawa Jess! Błąkając się po korytarzu z dobre 15 minut za nic w świecie nie mogłam znaleźć sali. Zrezygnowana oparłam się o ścianę,
-wyglądasz jakbyś potrzebowała pomocy- podniosłam wzrok, zatrzymując go na dwukolorowych tęczówkach białowłosego chłopaka napotkanego w parku.
-tak jakby. Szukam sali 16- wzruszyłam ramionami.
-jeśli chcesz, mogę cię tam zaprowadzić- powiedział chłopak.
-to świetnie!- odparłam uradowana prostując się.
-nie tak szybko- zagrodził mi drogę swoim silnym ramieniem –będziesz miała u mnie dług- uśmiechnął się cwano.
-niech będzie- zgodziłam się na jego układ tylko dlatego, że mam plan. Chłopak chwycił mnie za rękę i wprowadził w tłum uczniów. Sala 16, jak się okazało, znajdowała się na pierwszym piętrze, ostatnie drzwi po lewej.
-dzięki- odpowiedziałam zdejmując plecak i otwierając go –a co do długu- wyjęłam jego zgubiony w parku notatnik –mogę go spłacić bardzo szybko- uderzyłam nim lekko w tors zszokowanego białowłosego –nie ma za co- wyminęłam chłopaka przyglądającemu się notatnikowi i weszłam do sali.  W klasie znajdowało się już sporo osób. Wow, Jess! Może dlatego, że zostało parę minut do dzwonka? Przygryzłam wargę rozglądając się po pomieszczeniu szukając wolnej ławki. Zanim zdążyłam wykonać jakikolwiek ruch  podskoczyła do mnie białowłosa dziewczyna o pięknych dużych złotych oczach.
 –hej, ty jesteś tą nową?- spytała z entuzjazmem.
–hej, ta kto ja- dziewczyna uśmiechnęła się do mnie ciepło.
–Rozalia jestem- powiedziała przytulając mnie.
–Jessica- odwzajemniłam gest białowłosej piękności.
–jeśli chcesz, możesz usiąść ze mną- powiedziała ciągnąc mnie za ramie w stronę rzędu pod oknem.
–jasne!- uśmiechnęłam się lekko.
– to świetnie!- klasnęła w ręce –hej! dziewczyny!- krzyknęła w momencie, kiedy cztery licealistki przekroczyły próg klasy.
–cześć Rozo!- odkrzyknęły idąc w naszym kierunku.
 –to jest Jessica- wskazała na mnie –a to Kim, Iris, Li i Szarlotta- wskazała kolejno na ciemnoskórą, rudowłosą, Azjatkę i szatynkę w kucyku.
–miło mi- przywitałam się i każdą z osobna przytuliłam.
–nam również- odparły chórkiem.
–cieszę się, że będziemy razem w klasie- uśmiechnęłam się do nich przyjacielsko.
–tylko Szarlotta chodzi z nami do klasy, Kim i Li są starsze od nas o rok i są na mat fizie, tak samo Iris, tylko, że ona na Humanie- poprawiła mnie białowłosa.
–ale spoko, widujemy się każdej przerwy- poklepała mnie po plecach Kim –okey my idziemy, do zobaczenia za godzinę- dodała i wraz z pozostałymi zostawiły mnie, Rozę i Szarlotte.
-na zdążyłam im powiedzieć, że na następnej przerwie widzę się z Jade’m- wzruszyła ramionami brązowooka i zajęła miejsce w ławce przed nami.
-ahh, gdyby Leo chodził do nas do szkoły też bym się z nim widywała w każdej wolnej chwili- rozmarzyła się Roza.
–do jakiej szkoły chodzi?- spytałam.
 –jest na ostatnim roku studii modowych i prowadzi swój sklep z ubraniami- powiedziała dumna –a ty masz chłopaka?
–nie- zaprzeczyłam uśmiechając się lekko –nie potrzebuję chłopaka do szczęścia- stwierdziłam.
 –zmienisz zdanie jak się zakochasz- mrugnęła do mnie Szarlotta i odwróciła się przodem do klasy, ponieważ w tym samym momencie do pomieszczenia weszła niska, pulchna pani.
–dzień dobry uczniowie- powiedziała bezpłciowo.
–dzień dobry pani profesor- odpowiedzieliśmy jak jeden mąż. Lekcja się zaczęła. Omawialiśmy poszczególne grupy pierwiastków zaczynając od litowców. Na całe szczęście już to przerabiałam i nie słuchając nauczycielki pogrążyłam się w swoich myślach, w których zagościł białowłosy. Na pierwszy rzut oka charakterem przypomina tego gbura z parku, który opieprzył mnie, że nie zapięłam psiaków na smyczy. Ale z innego punktu widzenia chciałabym go bliżej poznać. Kątem oka spojrzałam na Rozę, która bazgrała coś w swoim zeszycie, więc korzystając z okazji zamierzałam wypytać ją o jakieś informacje. Szturchnęłam ją łokciem, żeby na mnie spojrzała.
-mam pytanie- zaczęłam patrząc jak brew białowłosej podnosi się do góry –wiesz coś może o chłopaku o białych włosach?- spytałam na co Roza uśmiechnęła się promiennie.
-czy coś o nim wiem? No jasne i to sporo- widać było w jej oczach, że chce krzyczeć z radości –a co? spodobał ci się?- szepnęła a ja spaliłam buraka –czyli jednak. Na przerwie ci o nim poopowiadam- mrugnęła do mnie i odwróciła wzrok do tablicy.
-ale ja nie wytrzymam do przerwy- sapnęłam na co dziewczyna powiększyła swój uśmiech.
-ma na imię Lysander. Na razie to ci musi wystarczyć- namalowała w moim zeszycie serduszko i wróciła do słuchania nauczycielki. Reszta lekcji minęła mi na wierceniu się i staraniu przetrwać do dzwonka.
-opowiadaj- zaczęłam zapastować Rozę jak tylko wyszliśmy z klasy.
-no dobrze już, dobrze. Tak więc, jak już wiesz ma na imię Lysander- zaczęła a ja przewróciłam oczami –jest od nas starszy o rok i chodzi do klasy humanistycznej razem z Iris. Uwielbia poezję, pisze swoje piosenki i wiersze, należy do szkolnego zespołu i jest tam wokalistą- czyżby to był ten sam zespół, o którym mówił mi Kentin? –jest bardzo małomówny i tajemniczy. Ma starszego brata Leo, o którym ci już opowiadałam. Aha! I często gubi swój notatnik, w którym zapisuje WSZYSTKO- podkreśliła ostatnie słowo –niestety zgubił go w sobotę i za nic w świecie nie wie, gdzie go szukać. Strasznie się wkurza o to- w międzyczasie wpadłam na kogoś niechcący.
-przepraszam- spojrzałam w górę widząc uśmiechającego się do mnie Lysandra.
-to ja przepraszam i dziękuję za oddanie mi mojej własności- popatrzyłam jak macha swoim notatnikiem.
-taa, nie ma sprawy. Jeśli naprawdę jest taki cenny to lepiej uważaj na niego bardziej- klepnęłam go lekko w pierś i wróciłam do rozpromienionej Rozy.
-zapomniałabym jeszcze o jednej rzeczy. Ponieważ należy do zespołu i jest niesamowicie przystojny ma swoją grupę fanek, do której od teraz należysz- zaśmiała się a ja zasłoniłam dłońmi twarz, żeby ukryć zawstydzenie. Opanowując się poszłam na kolejną lekcję. Dzień w szkole minął szybciej niż się spodziewałam. Przed wyjściem wymieniłam się z białowłosą numerami i rozeszłyśmy się każda w swoją stronę. W domu zjadłam spaghetti, które ugotowała ciocia, zrobiłam lekcje, umyłam się i nastawiając budzik poszłam spać.


###
hej hej :D witam w już trzecim rozdziale! mam nadzieję, że opowiadanie się podoba ^.^ przepraszam jak coś za błędy, ale nie jestem w stanie wychwycić wszystkich niedociągnięć ;-; i do następnego wpisu, który powinien pojawić się już niedługo ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz